Jak nie oszaleć w wielkim mieście

Sunday, November 05, 2017

wielkie-duże-miasto-warszawa-społeczeństwo

Tak naprawdę dzisiejszy wpis należy do takiego typu notatek, które chciałabym mieć wyryte w swoim przytłoczonym uczuciami mózgu.

Kategorycznie nie popieram przekonania i w ogóle nie wierzę w to, że w życiu "osoby dorosłej" oraz, że mieszkając w "wielkim mieście" takie czynniki jak zdrowie mentalne, psychologiczne, emocjonalne czy fizyczne są jedynie ładnymi słowami albo przyjemnymi wspomnieniami młodości i dzieciństwa (lub kolejnym powodem do narzekania). Po co żyć na tym świecie wiedząc, że nigdy nie przyniesie ci spokoju, a tylko nieustanny wyścig szczurów, w których ty - najważniejszy zasób - uważany jesteś za gumę, którą można rozciągać i transformować na wszelkie sposoby bez żadnych ograniczeń?

Uważam, że celem życia jest samo życie samo w sobie - proces, jakikolwiek on jest. Wydaje mi się, że już istoty żyjące w zależności od swoich zdolności intelektualnych oraz potrzeb decydują o tym na czym polega ich wyjątkowy sens i cel istnienia. Jednak uznać - otwarcie i wielokrotnie - że życie jest wyścigiem o przetrwanie (w wyniku którego wszyscy prędzej czy później umrą tak czy inaczej)  ?!

Dlaczego więc nie potrafimy przestać biegać 24 godziny na dobę przez 7 dni w tygodniu ledwie oddychając, cierpiąc na ataki paniki, bezsenność i inne temu podobne choroby współczesnego społeczeństwa?

wielkie-duże-miasto-warszawa-społeczeństwo
wielkie-duże-miasto-warszawa-społeczeństwo

Jest wiele przyczyn takiego stanu rzeczy. Studia, kariera, rodzina, społeczeństwo, środowisko, dążenie do sukcesu, pragnienie być zawsze i wszędzie. Często staram się usprawiedliwiać samą siebie na podstawie tych wymówek przez co też pozwalałam swojemu Ego gnębić mnie dalej.

W końcu nie żyjemy życiem żadnej innej osoby, ani tej której opinia jest dla nas bardzo ważna (opinia osoby-autorytetu), ani życia społeczeństwa jako całości, ale żyjemy NASZYM WŁASNYM ŻYCIEM.

Zastanów się - jak w ogóle egzystencja i życie codzienne społeczeństwa może być mniej lub bardziej adekwatne i jakościowe jeśli jego cząstki dosłownie topnieją z dnia na dzień przez siłę samokrytyki i bezsensowną pogonię?

Zadaję sobie to pytanie gdy czuję, że plany nastawione na sukces znowu się rozwalają i przytłaczają mnie swoimi ruinami. Idę po mieście, robię różne rzeczy, funkcjonuję, ale myśl o mojej niewystarczającej wydajności wyniszcza mnie od środka. Uwaga: "myśl o niewystarczającej produktywności", nie chodzi nawet o niesatysfakcjonującą mnie lub niepokojącą wydajność! Poza tym, jeśli szczerze zapytam siebie teraz czy jestem zadowolona z moich obecnych osiągnięć i tego czym się zajmuję to odpowiem - tak! Jestem świadoma tego, że jest jeszcze wiele okoliczności i czynników nad którymi wciąż pracuję by robić postępy szybciej, lepiej i przy mniejszym zużyciu energii i nerwów, a mimo wszystko jestem zadowolona z samej siebie! O nie, w tym tygodniu jestem wręcz z siebie dumna!

Z pewnością każdy z nas w pewne momenty ma do czynienia ze stresem i szaleństwem tak zwanego "życia w wielkim mieście". W ciągu roku mieszkania w tak skomplikowanej atmosferze wyodrębniłam kilka bardzo ważnych rzeczy - kilka niezwykle ważnych faktów, które lepiej zapamiętać na zawsze:

1. Samokrytyka to raczej zły nawyk, który łatwo może stać się trucizną.

Zauważyłam, że problem samobiczowania pojawia się, gdy zaczynasz spoglądać na WSZYSTKO co robisz z perspektywy trzeciej / szóstej / dziesiątej osoby. Stawiasz się na miejscu swojej osoby-autorytetu. Notorycznie. Nie zrozumcie tego źle, bo umiejętność wyobrażania sobie takich scenariuszy jest całkiem użyteczną umiejętnością. Niemniej jednak tak łatwo jest zatracić się w procesie, że raczej radzę zrezygnować z tej praktyki umyślnego rozwarstwienia osobowości.

Zawsze będą czekali na ciebie krytycy, jednak jeśli staniesz się najbardziej okrutnym krytykiem samego siebie życie, tworzenie i praca stają się nie do wytrzymania. Każdy wie, że łatwo jest krytykować, zwłaszcza innych ludzi, jednak czasami mamy tendencję do tak częstego i okrutnego krytykowania samych siebie, że przyzwyczajamy się do idei, że w każdej chwili wszystko co robimy jest oceniane (bardzo kategorycznie i bezkompromisowo) w wyniku czego zostajemy przygniecami wagą tego ciężaru. Takie 'pogrzeby' są bardzo długie, nienaturalne i powodują dużo cierpienia.

wielkie-duże-miasto-warszawa-społeczeństwo

2. Tak naprawdę - nic nie może cię zniszczyć

Wczoraj odbył się trzeci, a nawet chyba czwarty mój tego typu pogrzeb. Utknęłam pod presją jednego z moich błędnych obliczeń i okoliczności. Zdarzyło mi się ponownie znaleźć w tak samej nędznej sytuacji, w którą już wpadłam kilka miesięcy temu. Ta myśl niesamowicie mnie dręczyła.
"Znowu jesteś porażką"
"Przegrałaś"
"Już nic z tym nie zrobisz"

"Ale co mi w ogóle daje taki tok myślenia?" - zastanowiłam się na chwilę.

Depresję, nerwice, zmartwienia, ataki paniki itp. Nie jest to najatrakcyjniejszy zestaw. W momencie, gdy to sobie uświadomiłam i opracowałam w mózgu tak głęboko jak nigdy dotąd - zdałam sobie sprawę, że to nie jest to czego potrzebuję. Uświadomiłam sobie, że chcę a nawet MUSZĘ skończyć z użalaniem się nad sobą i niepotrzebnymi spekulacjami. I tyle. Oczywiście, pesymistyczny nastrój nie opuścił mnie po pstryknięciu palców, ale od tamtego momentu zawsze kiedy wyobrażam sobie co mój autorytet mógłby mi powiedzieć o projekcie w który jestem zaangażowana, jak on/ona mnie skrytykowałby, co wydałoby się mu beznadziejne (uwaga: nawet się nie zastanawiam co by mogło mu się podobać i co mógłby mi doradzić!), pytam samej siebie:

"Co jego krytyka naprawdę zmieni w moim życiu? Czy mnie zabije, czy zniszczy?" - nie. Nie.

Tak, mogę się poczuć trochę gorzej, ale nawet najbardziej negatywna recenzja czy opinia nie grozi mi nagłą śmiercią!

I to jest jedna z najważniejszych rzeczy, którą powinieneś zapamiętać. Chodzi tu o świadomość, prawdziwą świadomość, że bez względu na to co się wydarzy w tym życiu nic tak naprawdę nie jest w stanie cię zniszczyć! Absolutnie! Popsuć nastrój lub plany - tak, zranić swoje Ego - niewątpliwie, ale zabić cię jako osobę, istotę - nie i nigdy. Oczywiste jest, że dość łatwo jest zranić ciało fizycznie lub wręcz zadać śmiertelnych obrażeń (aczkolwiek jest to zbyt głęboka kwestia do dyskusji w którą dziś nie będę się wdawała).

Mimo wszystko wierzę, że wszystkie istoty żywe są olbrzymimi skupiskami bardzo silnej energii skoncentrowanej w formach materialnych zgodnie z wolą i pragnieniem Wszechświata, albo raczej nieświadomych sił natury. Materia ta przyjmuje najbardziej różnorodne kształty, natomiast energia która ją wypełnia jest wieczna. Potrafi przechodzić od jednego stanu do drugiego, przekształcać się, transformować i tak dalej w nieskończoność, ale by ją wymazać kompletnie prawdopodobnie trzeba by było zniweczyć cały świat.


P.S. Wiem - może wydać się dziwne, że w poście o życiu w dużym mieście ilość ludzkich twarzy na zdjęciach jest dosyć znikoma. Uwierzcie mi - tak planowałam, ponieważ następny wpis na bloga będzie kolejnym Photo diary (Foto pamiętnikiem) czy też trochę fotoreportażem, który, mam nadzieję, pokaże i udowodni wam jak mocno można utknąć w pułapce wielkiego miasta.



01:01


01.04.2017


wielkie-duże-miasto-warszawa-społeczeństwo
________________________

Wszystkie zdjęcia w tym blogpoście zostały wykonane przeze mnie.

You Might Also Like

0 Comments

Comment & express yourself